Poczatkowo w naszym napietym grafiku zakladalismy, ze wizyta na Ko Phangan zajmie nam gora dwa dni, lecz klimat tej wyspy sprawil, ze postanowlilismy zostac jeszcze kilka dni dluzej.
W nocy obudzila nas burza a chmury zostaly na niebie juz do konca dnia. Myslelismy, ze taka pogoda skutecznie pokrzyzuje nam plany plazowania, lecz nic bardziej mylnego! Tu nawet w pochmurne dni morze jest gorace, z czlowieka leje sie pot a slonce opala! serio :)
Po sniadaniu pojechalismy na wycieczke do Baan Tai pojezdzic na sloniach :) Chcielismy zrobic to juz wczesniej w slynacym ze sloni Laosie, lecz zabraklo nam czasu. Szybko zaspokoilismy swoja ciekawosc i po pol godzinnej przejazdzce za 500 batow/os mielismy juz dosc.
Dzieki wynajetemu skuterkowi udalo nam sie tez zaoszczedzic troche kasy i skosztowac dobrego zarcia. Oddalone od glownego miasteczka Thong Sala plaze, kusza swym urokiem lecz zarcie w okolicznych restauracjach jest potwornie drogie (jak na azjatyckie warunki) i do tego nie specjalne. Dominuja tu z reszta przysmaki farangow czyli pizza i hamburgery. A na sniadanie oczywiscie "american Breakfest" za min 150 batow. W Thong Sala znalezlismy lokalny bazar gdzie przyrzadzano tajskie dania a ceny ich zaczynaly sie juz od 15 batow. Do konca naszego pobytu na tej wyspie stolowalismy sie wylacznie tutaj.
Po obiedzie zwiedzalismy jeszcze troche okolice. Pojechalismy ba polnoc Ko Phangan do Chaloklum. Poniewaz zblizal sie juz zmrok, postanowilismy reszte wybrzeza zwiedzic nastepnego dnia.
Jeszcze przed dojazdem do naszego bungalowa trafilismy przypadkiem na festiwal Beats and Beatch. Calkiem fajna imprezka. Farangi przygrywali na gitarach zachodnie przeboje a tajskie kapele rockowe dla odmiany...zachodnie przeboje :)